Szukaj Teraz


9/05/2011

Jak na przykład dotąd jednym z najczęstszych powodów składania pozwów rozwodowych abyły romanse oraz \"skoki w bok\", na których nagminnie druga strona dowiadywała także przypadkiem oraz to od osób trzecich. Faktycznie, istnienie kochanki tudzież przyprawianie rogów mężowi to ciężkie przeżycia oraz nic dziwnego, do wszystkim oboje małżonków nie być może już na siebie patrzeć oraz kieruje sprawę dla sądu. W świetle najnowszych brytyjskich statystyk to acz nie zdrada jest najczęstszym sensem rozwodów. Co nim jest?

Coś w rodzaju \"odkochania\". nie bez znaczenia zostaje również światowy bezruch finansowy. Pozamałżeńskie grzeszki spadły na drugie miejsce oraz obecnie przyczyną 25 proc rozwodów. Najwięcej, bo 27 proc rozwodów wynika z tego, współmałżonkowie znudzili się sobie,  uczucie wygasło oraz prostu chcą, by nas drogi także rozeszły - przyczyną bynajmniej nie jest poznanie nowej, interesującej osoby: \"W przeszłości to właśnie romans był sygnałem, w małżeństwie źle także dzieje - teraz bynajmniej nie przechodzi na to. Ludzie bynajmniej nie muszą zacząć romansować na boku, by stwierdzić, iskra wygasła\" - twierdzi jedna z prawniczek, komentująca nowe statystyki. Według prawników powodem takiej zmiany podejścia wśród rozwodów m.in. Postępowanie celebrytów, jacy nagminnie zmieniają partnerów wedle własnego widzimisię, nie przykładając zbyt wielkiej wagi wśród słów \"i nie opuszczę Cię aż wśród śmierci\". Kolejne miejsca między przyczyn rozpadu państw zajmują: niedorzeczne postępowanie współmałżonka (17 %) oraz tzw.


5/31/2011

Czy świadomie wybieramy partnera?

Czym się kierujemy wybierając partnera? Co sprawia, że jedni ludzie wzbudzają nasze większe zainteresowanie, innych w ogóle nie bierzemy pod uwagę jako życiowego partnera?

4/20/2011

Przynęta na chłopaka


Każdy facet, nawet nie wiadomo jak zakochany, ma zawsze w głowie włączony kalkulator, na którym liczy, jakie decyzje w związku najbardziej mu się opłacają.

Co zrobić, żeby mój chłopak wyprowadził się wreszcie od mamy (u której wszystko ma podane na tacy) i zamieszkał ze mną? Z góry uprzedzam, że nie zamierzam podtykać mu pod nos domowych pierogów i sprzątać skarpetek. Jaką strategię obrać, żeby mimo wszystko wyfrunął z gniazda?
MALINA

Odpowiada Marcin Prokop, Prezenter telewizyjny, redaktor Naczelny magazynu STUFF

Na pewno nie zaczynaj od poinformowania go, czego NIE zamierzasz robić, kiedy już się do ciebie wprowadzi. To mniej więcej tak samo skuteczne, jak próba wyżebrania od faceta komplementu przez ciągłe powtarzanie: „O rany, ale jestem gruba”. Bo najprawdopodobniej, zamiast przytulić i pogłaskać, w pewnym momencie po prostu przyjrzy się uważniej i pomyśli: „No, rzeczywiście”. A słuchając litanii rzeczy, na które nie pozwolisz, kiedy już zamieszkacie razem, tylko wzruszy ramionami, rzucając: „Dobra, nie to nie, przecież mam gdzie nocować”. Każdy facet, nawet nie wiadomo jak zakochany, ma zawsze w głowie włączony kalkulator, na którym liczy, jakie decyzje w związku najbardziej mu się opłacają. Brak pierogów oraz zero opieki nad stadem wędrujących skarpet to ewidentne minusy w jego bilansie. Skupmy się zatem na plusach. Po pierwsze, mężczyzna jest zwierzęciem terytorialnym – musi zyskać gwarancję, że gdziekolwiek zamieszka, będzie miał prawo do choćby minimalnej, ale autonomicznej przestrzeni. Jeśli masz duże mieszkanie, wydziel mu osobny pokój, w którym będzie mógł z kolegami udawać Bono, grając na Playstation w „Rock Band”.
Jeśli żyjesz w kawalerce, wystarczy mu własna szafka, całkowicie wyłączona spod twojej jurysdykcji. Czyli co byś w niej nie znalazła – czy to kawałek sznurka, starą gumę do żucia, filmy porno, zardzewiały scyzoryk czy kilogram spranej bielizny – nigdy, przenigdy tego nie komentuj, nie sprzątaj, nie dotykaj. ON TO DOCENI.

Jeśli chcesz, żeby poczuł się u ciebie naprawdę jak w domu, zrzuć na niego jakieś odpowiedzialne zadanie, związane z tym miejscem. Np. zasugeruj, że fajnie by było, gdyby pomógł ci wybrać nową tapetę do sypialni. Wcześniej upewnij się jednak, czy facet nie jest aby dużym dzieckiem, które wciąż nie wyrosło z fazy fascynacji komiksowymi superbohaterami. Znam człowieka, który pewnego dnia na głównej ścianie w salonie, bez konsultacji z kimkolwiek, wymalował gigantyczną, czarną, trupią czachę – logo Punishera. Pół biedy, gdyby mieszkał tylko z kobietą, ale jego współlokatorami byli również teściowie. Ile on się natłumaczył, że nie jest satanistą i że nie porwie córki do sekty...

Upewnij się, że twoje mieszkanie spełnia kilka podstawowych parametrów, bez których żaden facet przenigdy się nie obejdzie. Kluczowe są trzy: telewizja kablowa z kanałami sportowymi, bezprzewodowy dostęp do internetu i bliskość całodobowego sklepu spożywczego, ewentualnie stacji benzynowej, na której sprzedają piwo. Mając w ręku wszystkie niezbędne atuty, możesz przystąpić do ataku, czyli wabienia o' ary. Nie możesz mu zwyczajnie, prosto z mostu zakomunikować, że chcesz, aby się do ciebie wprowadził, bo natarczywość to jedna z naszych najmniej ulubionych u kobiet cech. Zamiast tego proponuję zabawić się w Zagłobę i uknuć banalny fortel – kiedy zdarzy ci się wyjechać na kilka dni, zostaw mu jeden komplet kluczy z prośbą o podlewanie roślinek i doglądanie chomika. Kiedy wrócisz, po prostu „zapomnij” swoich kluczy odebrać.
A następnym razem, kiedy usłyszysz jego pukanie do drzwi, nie otwieraj. Niech zrobi to sam. Nawet nie podejrzewa, że właśnie połknął przynętę. 

źródło : www.kobieta.pl/

4/19/2011

Partnerstwo. A co to takiego?

Coraz częściej mówimy o partnerstwie, dążymy do związków opartych o sprawiedliwy podział ról. Tymczasem w Polsce nadal dominuje typowy model funkcjonowania rodziny i opiera się na podwójnym obciążeniu kobiet obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi. Jakie są tego konsekwencje? 

 Ona zmęczona, on wyobcowany

W świetle badań przeprowadzonych na zlecenie Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich w projekcie "Godzenie ról rodzinnych i zawodowych kobiet i mężczyzn" o kondycji rodziny oraz wzajemnych relacjach partnerów decyduje w głównej mierze kalkulacja ekonomiczna. W Polsce nadal mówimy o dominacji typowego modelu funkcjonowania rodziny, który eksploatuje kobiety poprzez podwójne obciążenie obowiązkami rodzinnymi i zawodowymi. Obciążenie psychiczne, stres i zmęczenie - na to najczęściej narzekają przepracowane kobiety. Natomiast mężczyźni są pod stałą presją utrzymania rodziny, dlatego więcej czasu niż partnerki spędzają w pracy, często pracując po godzinach. Skutkuje to frustracją, stresem i bezsennością. Mężczyzna często czuje się niezrozumiany przez swoich bliskich, a to przekłada się na poczucie osamotnienia i wyobcowania.

W polskiej rodzinie

Podwójne obciążenie kobiet obowiązkami zawodowymi i rodzinnymi, mężczyzna odpowiedzialny głównie za kwestie finansowe - oto najpopularniejszy model polskiej rodziny. Jak wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich w projekcie "Godzenie ról rodzinnych i zawodowych kobiet i mężczyzn" ponad 60 proc. mężczyzn i ponad 70 proc. kobiet jest zdania, że niezależnie od sytuacji mężczyzna powinien uczestniczyć w wypełnianiu obowiązków domowych. Różnica między modelem deklarowanym a rzeczywistym kreowana jest przez różnorakie czynniki, wśród których przeważają te natury zewnętrznej. Z badań wynika, że na rolę mężczyzny w życiu rodzinnym i zawodowym największy wpływ ma funkcjonowanie na rynku pracy, dysproporcje w zarobkach partnerów, sytuacja ekonomiczna gospodarstw domowych oraz brak wsparcia instytucjonalnego ze strony państwa w postaci zasiłków czy większej dostępności do placówek opieki dla dzieci, uelastycznienie godzin ich pracy. Natomiast czynniki kulturowe takie jak tradycja czy przekonania tracą na znaczeniu w konfrontacji z argumentacją ekonomiczną. Wychowanie czy tradycja, coraz częściej podlegają negocjacjom między partnerami, co w efekcie prowadzi do transformacji zastanych struktur rodzinnych i ról związanych z płcią. 

Partnerstwo tylko dla bogatych?

Znaczna dysproporcja w zarobkach obojga płci sprawia, że w przypadku konieczności rezygnacji z pracy jednego z małżonków, najczęściej na barki mężczyzny spada utrzymanie rodziny. Wynika to z chłodnej kalkulacji: łatwiej zrezygnować z niższych zarobków kobiety i nawet kosztem obniżenia standardu życia, żyć z wyższej pensji mężczyzny. Wybór jest wymuszony warunkami na rynku pracy, rządzącym się stereotypami, według których mężczyzna to główny żywiciel rodziny, bardziej dyspozycyjny, odporny na stres, mobilny, uniwersalny. Według Małgorzaty Borowskiej, konsultantki Idei Zmiany rynek pracy, rządzący się stereotypami i dyskryminujący kobiety powoduje, że te mniej pracujące, mniej zarabiające przejmują całość obowiązków domowych. Mężczyźni znikają z tego obszaru i poświęcają się pracy zawodowej. Taki model może wydawać się partnerom "partnerski", ale nie jest. W rzeczywistości relacje między małżonkami ulegają zaburzeniu - mężczyźni, którzy na co dzień nie zastanawiają się nad kondycją związku i swoją w nim pozycją przyznają, że dopada ich zmęczenie i frustracja z powodu zredukowania roli ojca i męża do zarabiania pieniędzy na utrzymanie rodziny oraz, w skrajnych przypadkach, rozpadu więzi z dziećmi i żoną. Według Borowskiej konsekwencje takiego podziału ról w Polsce są wielorakie: utrwalają stereotypy płci, utrudniają równe traktowanie kobiet i mężczyzn na rynku pracy, a to bardzo wpływa na liczbę posiadania dzieci.

Praca zawodowa kobiet nadal gorsza

Na europejskich przykładach można zauważyć, że im rynek pracy bardziej dyskryminuje kobiety (wypłaca niższe pensje i lokuje w sektorach niskopłatnych), tym mniejszy przyrost naturalny. Mężczyznę traktuje się jako podstawę ekonomicznego bytu rodziny, dlatego ze strony rodziny podlega ona wyjątkowej ochronie, a ze strony pracodawcy powoduje zwiększenie wymagań wobec pracownika - mężczyzny. Praca zawodowa kobiety postrzegana jest częściej w kategoriach uzupełnienia budżetu rodziny, finansowania własnych wydatków czy źródła prestiżu, a sama kobieta jest często przez pracodawców traktowana jako pracownik podwyższonego ryzyka, mniej dyspozycyjny, mnie zaangażowany i tym samym - niżej opłacany.
 

źródło : http://kobieta.gazeta.pl

4/17/2011

„Kobieta pocałunkiem przezwyciężyć może nawet śmierć” – Nikos Kazantzakis

Różnimy się. Już w podstawówce słyszymy o tych prostych biologicznych różnicach, ale przecież to nie o nie tu chodzi. Różnimy się, a świat jest tak urządzony, że mężczyzna ma to wszystko bez czego kobieta nie byłaby spełniona. Świat jest tak urządzony, że to kobieta właśnie ma to wszystko co mężczyźnie jest niezbędne do odnalezienia siebie. Jeśli się nie rozumiemy, jeśli się kłócimy to tylko dlatego, że nie pojmując potrzeby tych różnic, nie szanujemy ich, a przecież jak powiedział Jean Vanier „mężczyzna i kobieta są dla siebie zwierciadłem; ich odmienność objawia każdemu z nich własną tożsamość”.

   Tworząc ślady na drodze własnego życia, czasem umieramy, choć ciało wciąż gdzieś się błąka, choć serce wciąż wybija słaby rytm, zdarza się- umieramy. Śmierć w znaczeniu, chwilowego braku sensu. To tu, to tam- prześlizgując niewidzącymi oczami po szarych zarysach rzeczywistości- umieramy. Choć nie jestem mężczyzną, widzę czasem tą śmierć, śmierć goszczącą w zmęczonych oczach mężczyzny. Boli dusza i wtedy szklą się oczy, dumnego mężczyzny, który został zrodzony aby walczyć, aby podróżować, aby zdobywać. Widzą zaciśnięte usta mężczyzny, który szuka promyka jasnego słońca, szuka sensu, szuka szczęścia, szuka siebie. Wtedy właśnie kobieta może ocalić pocałunkiem mężczyznę od śmierć, a nawet więcej, to kobieta może darować mu życie.

Wiem, że te słowa mogą być jak zaspakajanie próżności, ale któż się ze mną nie zgodzi ze stwierdzeniem, że nie bez powodu tak się różnimy, tak lgniemy do siebie. Kobieta jest wstanie dać życie mężczyźnie, więcej kobieta może mu je odebrać. O tym świadczy literatura z całej kuli ziemskiej, o tym świadczą akty malarzy, o tym świadczą podboje, wojny, historia.

Próżność kobiety nie tkwi w tym, że mówi o tym, ale w tym, że tego się wypiera z ironicznym, fałszywym uśmiechem na twarzy. Jeśli więc kobieta może być katem, może być też aniołem w którego ramionach odnajdują mężczyźni własną dumę i rozkosz odrodzenia.

Pocałunek jako chwila, moment wzlotu nad świadomością istnienia, jest tylko metaforą dotyku dłoni, nieśmiałego uśmiech, spojrzenia oczu w których tkwi zgoda i wyrozumiałość- ciepło. Śmierć w tym cytacie nie będzie upadkiem ciała, lecz upadkiem duszy.

Zakochany mężczyzna, szczęśliwie lub też nie- to żyjący mężczyzna. Mężczyzna, który ujrzał kobietę anioła to mężczyzna odrodzony. Mężczyzna, który został zatopiony w rozpaczy i oszukany przez anioła zamieniającego się w demona to martwy mężczyzna.

Boli nieświadomość kobiet, które nie wieżą i wiedzą co robią, gdy kpią gdy dokazują, jak w piosence Grechuty. Boli kiedy nie wiedząc, że czasem trzymają w rękach czyjeś życie depczą ostatnie tchnienie, a przecież poeci, malarze, pieśniarze, przypominają nam o tym na każdym kroku. Artyści, filozofowie, historycy szukający muzy, która tchnie życie w ich myśli, pozwoli zakwitnąć tym rozpędzonym myślom, nie mogącym znaleźć ujścia. Podeprę się tu słowami nie kogo innego jak mężczyzny Jacqes,a Chardonne „dla mężczyzny kobiety są tym, czym żagle dla żaglowca”, lub też cytując Antoniego Czechowa „mężczyzna bez kobiety jest jak parowóz bez pary”. Takich cytatów można znaleźć naprawdę wiele co tylko świadczy o tym, że kobieta pozwala się odrodzić, cytat Nikosa Kazantzakis „Kobieta pocałunkiem przezwyciężyć może nawet śmierć” jest tylko jednym z wielu pięknych słów, tak rzadko dostrzeganych przez uparte kobiety. Mnie najbardziej poruszają słowa Witolda Gombrowicza „kobieta jest kluczem do mężczyzny”, ale tutaj zawsze przychodzi mi na myśl, że tak naprawdę to mężczyzna jest również kluczem do kobiety, gdyby nie miłość mężczyzn, nie potrafiłybyśmy być naprawdę szczęśliwe, a tym samym piękne. To mężczyzna pozwala się odrodzić bądź ujawnić pięknu tkwiącemu w kobiecie. Podobnie kobieca miłość, czułość potrafi wydobyć całą siłę oraz twórczość z mężczyzny. Ciąży i na kobietach i na mężczyznach obowiązek lub też niepisana powinność dbania o te tchnienia, o te odrodzenia. Męczy mnie myśl, że kobieta czasem powinna porzucić mężczyznę tylko po to aby mógł on dać światu siebie, bo jakże uboga byłaby cała historia, sztuka gdyby nie cierpienie porzuconego mężczyzny, tak czasem pocałunek musi być gorzki aby mógł ocalić mężczyznę umierającego w zbyt pięknym sercu kobiety.

   W tym oto miejscu wydaje mi się, że to wszystko, co można powiedzieć o śmierci, o pocałunkach, o powinnościach, o mężczyznach. Bo nie ma nic prostszego i nic bardziej trudnego jak cała kosmiczna siła na której spoczywa spokojnie sens współistnienia mężczyzn i kobiet.

4/13/2011

Jak działa wyobraźnia wzrokowca?

Przedstawiam Ci opis działania wyobraźni wzrokowca na konkretnych, zrozumiałych (jak sądzę) przykładach. Pozwoli Ci to pojąć nie tylko, jak działa męska wyobraźnia, ale i co robić oraz jak robić, by zagościć w niej na stałe, stając się, jeśli nie obiektem pożądania czy wręcz opętania, to przynajmniej kobietą zwracającą na siebie uwagę.
Gotowa?
Zatem wyobraź sobie ognisko. Zamknij oczy i przywołaj w swojej wyobraźni właśnie obraz ogniska. Otwórz oczy. Co ujrzałaś? Otóż jeśli jesteś kobietą-słuchowcem, a najprawdopodobniej tak właśnie jest, to sam obraz ogniska nie był dla Ciebie tak widoczny. Słyszałaś raczej trzask palącego się drewna (zmysł słuchu). Najprawdopodobniej w wyobraźni poczułaś też zapach dymu, jaki unosił się w powietrzu (zmysł powonienia), a być może nawet poczułaś ciepło ogniska, stojąc w wyobraźni tuż obok płonących płomieni (zmysł dotyku).
A wiesz, co mężczyzna-wzrokowiec widzi w swojej wyobraźni, wyobrażając sobie dokładnie to samo?
Ognisko. U wzrokowca w wyobraźni inne zmysły są nieobecne. Mężczyzna dostrzega płomienie ogniska, kolory, jego wielkość itd., ale nie używa w wyobraźni innych zmysłów poza wzrokiem.
A teraz ponownie zamknij oczy i wyobraź sobie wielki wodospad. Otwórz oczy. Co zobaczyłaś? Najprawdopodobniej oprócz obrazu wodospadu, który ujrzałaś nieco jakby zza mgły, usłyszałaś szum spadającej wody. Może nawet poczułaś krople wody na swojej twarzy, być może zasmakowałaś jednej, jaka na nią opadła. Być może poczułaś wilgoć unoszącą się w powietrzu za sprawą swojego węchu.
A wiesz, co ujrzał w swojej wyobraźni wzrokowiec?
Wodospad. Wzrokowiec w tym przykładzie dostrzegł bardzo wyraźnie wodospad, jego wysokość, kolor wody, obłok mgły unoszącej się nad wodą — i wszystko to wyłącznie za sprawą swojego zmysłu wzroku. Mężczyzna w wyobraźni nie czuje ani nie wącha, nie smakuje ani też nie słyszy. Wzrokowiec w wyobraźni tylko widzi!
Na koniec ponownie zamknij oczy i wyobraź sobie pieczeń. Otwórz oczy. Co zobaczyłaś? Tutaj ponownie najprawdopodobniej zupełnie niewyraźnie dostrzegłaś pieczeń, być może ostatnią, jaką upiekłaś bądź też miałaś okazję skosztować. Nie dostrzegłaś jej dokładnie, jednak zupełnie wyraźnie poczułaś jej smak i zapach unoszący się w powietrzu. Nie miałaś żadnych problemów z tym, by wyobrazić sobie czy odtworzyć akurat smak i zapach. Jeśli chodzi o wzrokowca, to ten typ mężczyzny z wyobrażeniem sobie smaku i zapachu ma wielkie problemy, jeśli w ogóle jest to dla niego możliwe. Mężczyzna-wzrokowiec w swojej wyobraźni dostrzega przede wszystkim pieczeń — jej kształt, kolor. W wyobraźni jest w stanie pokroić ją na drobne kawałki i dostrzec, jak mięso wygląda w środku, ale z trudem przychodzi mu użycie innych zmysłów poza wzrokiem.

Jak czuje kobieta, a jak odczuwa mężczyzna?

Gdy dotykasz, odczuwasz znacznie więcej niż mężczyzna.
Gdy kosztujesz, smakujesz o wiele więcej niż mężczyzna.
Gdy słuchasz, słyszysz więcej niż mężczyzna.
Gdy wąchasz, czujesz więcej niż mężczyzna.
Jednak gdy widzisz, dostrzegasz znacznie mniej niż mężczyzna.
Dzieje się tak, ponieważ wzrok (w naturalny sposób) pozostaje bardziej aktywnym zmysłem u mężczyzny, podczas gdy u kobiety bardziej aktywne są wszystkie inne zmysły poza wzrokiem (dotyk, powonienie, smak i słuch). To dlatego kobieta, która nie tworzy obrazów w umyśle mężczyzny, a stara się skupić na pobudzeniu innych jego zmysłów niż wzrok, właściwie nie istnieje w jego wyobraźni — mężczyzna, nie wyobrażając jej sobie, nie jest w stanie jej pokochać, pomimo że dana kobieta może go darzyć intensywnym uczuciem.

4/06/2011

Wspólne życie bez formalności

Konkubinat w Polsce wciąż jest czymś egzotycznym. Termin ten po prostu źle się kojarzy. Niesłusznie – w niektórych miejscach na świecie taka forma związku jest bardziej popularna niż tradycyjne małżeństwa. Czym on właściwie jest? Tym słowem określa się trwały związek między dwojgiem ludzi, który nie jest zalegalizowany, mimo że para de facto żyje jak małżeństwo.
Nie można stwierdzić z pewnością, dlaczego samo słowo budzi negatywne emocje. Wynikać to może z łacińskiego pochodzenia (concubinatus – czyli „spać z kimś”, „leżeć z kimś”), kolokwialnych synonimów (bo komu dobrze kojarzy się „życie na kocią łapę”?), a także wielowiekowego deprecjonowania niezalegalizowanych związków. Tutaj jedną z głównych ról odegrał Kościół. Przez wieki promował on z różnych powodów małżeństwo i jego wymiar sakramentalny. Problem konkubinatu poruszono nawet w czasie słynnego soboru trydenckiego. 
Tymczasem, po ponad 450 latach od wspomnianego soboru, oznaką zmian stał się Facebook. Portal, który nie mógłby się utrzymać, gdyby nie reagowanie na potrzeby internautów i dostosowywanie się do ich potrzeb, wprowadził w kilku krajach nowe „statusy związku”. Obok dotychczasowych (m.in. wolny, w związku, rozwiedziony itd.), w Kanadzie, USA, Australii, Wielkiej Brytanii i Francji można ustawić sobie status: związek partnerski lub właśnie konkubinat.

A wszystko to dlatego, że rośnie liczba żyjących na kocią łapę. Istnieją państwa, w których liczba par konkubenckich jest większa niż tradycyjnych małżeństw, tak jest w Skandynawii . Ponieważ zjawisko to jest coraz częstsze, w niektórych miejscach (ale nie w Polsce) istnieje możliwość zarejestrowania konkubinatu. Daje to wiele profitów, a do zakończenia związku wystarczy tylko jedno oświadczenie – nie trzeba więc przeprowadzać ani kosztownego ślubu, ani rozwodu.

Bez sakramentalnego "tak"

Konkubinaty stały się popularne z wielu przyczyn. Niektóre pary nie decydują się na ślub ze względu na ulgi i profity dla samotnych rodziców. Jedni robią z powodów pragmatycznych, życiowych, inni ze względu na charakter. Życie w niesformalizowanym związku pociąga za sobą wiele udogodnień, ale i ograniczeń.

Bywa, że po prostu lubimy wolność i niezależność i nie wyobrażamy sobie, że ten stan mógłby się zmienić. Czy wtedy kochamy mniej? Niekoniecznie. Czasem ludzie po prostu czują się bezpieczniej, gdy nie są zależni od innych. A w konkubinacie, tak jak w małżeństwach, można spokojnie wypracować sobie takie sposoby na wspólne życie, żeby odpowiadały i jednej i drugiej stronie. Konkubinat jest również wygodny, gdy nie mamy pieniędzy na ślub i wesele.

3/27/2011

Pielęgnowanie szczęścia

Nie rozmawiamy ze sobą, ukrywamy swoje emocje, opancerzamy się w różnych maskach. Polak musi się upić, żeby poczuć się swobodniej, żeby zdjąć maskę. Z Ewą Woydyłło rozmawiają Katarzyna Jabłońska i Cezary Gawryś
Dziś w Polsce często można usłyszeć taką deklarację: żyje się nam być może lepiej niż przed rokiem 1989, ale wcale nie szczęśliwiej.

Ewa Woydyłło: Wcale mnie to nie dziwi – poczucie szczęścia jest bowiem zjawiskiem subiektywnym, ono prawie w ogóle nie opiera się na wskaźnikach obiektywnych, dających się policzyć, zmierzyć liczbą dóbr czy zer na koncie, tytułów naukowych etc... Z badań, które jakiś czas temu przeprowadzono, rzeczywiście wynika, że subiektywne poczucie szczęścia Polaków zmalało wraz ze wzrostem standardu życia.

Szczęście to – patrząc matematycznie – wypadkowa wielu wektorów. Najważniejsze z nich mają charakter emocjonalny, a nie materialny. Czy to nie znamienne, że tylu bogatych i sławnych ludzi ucieka od swojego życia w alkohol, narkotyki, a nawet popełnia samobójstwo. Weźmy taką Marilyn Monroe – świat kładł się u jej stóp, a ona nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na pytanie o sens życia. Jeśli więc chcemy mówić o szczęściu, musimy wziąć na warsztat życie emocjonalne człowieka, czyli uczucia. To one tworzą przestrzeń dla szczęścia, albo tę przestrzeń dla szczęścia zamykają.

Jeśli szczęście zależy od naszych uczuć, chyba źle wróży to nam i naszemu szczęściu?

Woydyłło: Szczęście zależy od uczuć, ale te zależą od człowieka. Od niego zależy, jakie uczucia w nim dominują i co z nimi robi. Uczucia, które nazywam ciemnymi, czyli takie jak nienawiść, złość, mściwość, pamiętliwość, uraza, wrogość, zazdrość, zawiść, gniew, lęk, poczucie winy, wstyd, strach – nie biorą udziału w szczęściu. One wzniecają w nas energię, która zamienia się w coś, czego zawsze użyjemy przeciw komuś albo przeciw sobie. Złość skrzywdzi moje dziecko albo mu dokuczy. Zawiść będzie wrogością wobec sąsiada. Za nimi wszystkimi podąża jakaś odmiana krzywdy. Jeżeli któreś z tych uczuć rozpleni się w nas, to nawet jeśli w życiu przydarzają się nam sytuacje, które powinny nas uszczęśliwić – one nie będą mogły rozbłysnąć. Nawet jeśli dostałam list miłosny albo moje dziecko narysowało kwiatek i podpisało "dla mamusi", czy słucham sonaty c-moll Beethovena, czyli dzieje się coś, co powinno napełnić mnie radością, wdzięcznością i harmonią – to i tak żadne z tych uczuć się nie przeciśnie. Uczucia należące do repertuaru szczęścia są bowiem bardzo delikatne, a z kolei te "negatywne" mają tendencję do bycia brutalnymi. Przez kolce nienawiści, przez grzęzawiska wstrętu czy złości nie przeciśnie się radość z czułego listu, nie dobiegną do mnie i nie przepłyną przez moją duszę dźwięki jakiegoś wzruszającego utworu.

Radość, niekoniecznie zaraz euforyczna, wdzięczność i miłość – w przeróżnych swoich wcieleniach – te uczucia mają największy udział w przywoływaniu szczęścia.

A przyjaźń?

Woydyłło: To jest odmiana miłości i wdzięczności.

A zrozumienie? Poczucie sensu?

Woydyłło: Zrozumienie i poczucie sensu to pojęcia intelektualne. One zamienić się mogą na przykład w akceptację, muszą jednak "przejść" przez głowę. Malutkie dziecko w ogóle matki nie rozumie, a się przytula, bo słyszy jej głos. Sfera intelektualna ma ważny udział w budowaniu potencjału do szczęścia, ale do samej natury szczęścia nie przynależy.

Wracając do uczuć sprzyjających i niesprzyjających praktykowaniu szczęścia – one są jak gleba. Szczęście, tak jak orchidea, nie może się rozwinąć na złej glebie. Byle chwast wyrośnie na piasku, a nawet na kamieniach. Orchidei trzeba nie tylko zapewnić odpowiednie podłoże, ale umiejętnie i troskliwie ją pielęgnować, czuwać nad jej wzrostem. Podobnie jest ze szczęściem.
Jedni ludzie potrafią być glebą, na której orchidea rośnie, czy też łatwiej wyrośnie, a inni nie potrafią. Dlaczego? Od czego to zależy – od genów, od jakichś szczególnych predyspozycji psychicznych?

Woydyłło: Jedni bardzo wcześnie, już jako maleńkie dzieci, zaczynają odczuwać wdzięczność, a inni mają już siwe brody i ciągle komuś, światu, sobie mają coś za złe. Pamiętają niemal wyłącznie o tym, czego nie mają, a nie potrafią cieszyć się tym, co mają. Neurofizjologia dowodzi, że nie można tu całkowicie lekceważyć czynnika, jakim są geny. Istnieje jakiś genetyczny make up, genetyczne wyposażenie, które może rzutować na pewne preferencje emocjonalne. Ale człowiek tym się różni od wszystkich żywych istot, że może przekraczać siebie. Są ludzie, którzy – nawet jeśli wykazują pewne skłonności do smutku, czarnowidztwa, impulsywnych zachowań, zawiści, ale pracują nad sobą – mają szansę te skłonności skorygować, wyciszyć, nauczyć się je rozbrajać, żeby nie szkodziły ani im samym, ani innym. Tę pracę też można uznać za przygotowywanie gleby, na której ma szansę zakwitnąć orchidea.

A czy do szczęścia można wychowywać?

Woydyłło: Tak jak uczymy dziecko różnych umiejętności życiowych – żeby umiało dbać o higienę i wygląd, gospodarować pieniędzmi, przekonujemy je, że wiedza i wykształcenie bardzo pomagają w życiu, tak samo trzeba nauczyć dziecko wdzięczności, miłości, czułości, empatii, dobroci, zachwytu – wszystkich tych uczuć wyższych, bez których człowiek nie rozwinie się duchowo. Rozwój duchowy to, oczywiście, wartość sama w sobie, ale może warto dodać, że szczęścia doznajemy za pomocą nie zmysłów, ale właśnie duszy.

Jeżeli więc rodzice nie wezmą na warsztat troski o rozwój duchowy dziecka, ryzykują, że ono samo się tego nie nauczy. Albo nauczy się źle, weźmie wzór nie od mądrej mamy, babci, nauczyciela czy duszpasterza, tylko na przykład z telewizji. Jeśli wychowywać je będą niemądre seriale, to zdrada, piąta żona, mściwość etc. będą dla niego czymś naturalnym. Oczywiście, nawet jeśli rodzice zaniedbają troskę o ten duchowy wymiar dziecka, ono może mieć szczęście i przypadkowo się tego w życiu nauczyć, bo trafi na przykład na mądrą panią w przedszkolu. Ona będzie miała serce wielkie jak Pałac Kultury i te "swoje" dzieci obdarzy szacunkiem, podziwem, zachwytem. Od niej dzieci uczyć się będą zachwytu, podziwu, wzruszenia, radości. I mimo że mama gnom i tata gnom, dziecko odbije się od trampoliny. Szczęścia można się więc nauczyć, ale trzeba mieć wzór, bo dzieci uczą się nie przez to, co im mówimy, ale poprzez to, co robimy, jak żyjemy. "Szczęśliwi rodzice wychowują szczęśliwe dzieci" – napisał w którejś ze swoich książek Wojciech Eichelberger.

źródło : onet.pl

3/23/2011

Przepis na udany związek

Badania niemieckich psychologów dowodzą, że choć małżeństwo początkowo uszczęśliwia ludzi, po dwóch latach wracamy do pierwotnego poziomu szczęścia, a czasem wręcz czujemy się gorzej niż przed ślubem. Czy to oznacza, że obrączka na palcu oznacza niechybny koniec radości w życiu? Absolutnie nie!

Stworzenie intymnej relacji z drugim człowiekiem (niekoniecznie zakończonej małżeństwem) jest jednym z najważniejszych źródeł życiowej satysfakcji. Świadomość, że jest z nami ktoś, kto nas kocha, wspiera i dzieli z nami trudy życia codziennego daje poczucie bezpieczeństwa i spełnienia. A jednak, często na własne życzenie psujemy początkową sielankę zaniedbując związek. Z miłością jest jak z hodowaniem róż: początkowo będąc rosnąć i kwitnąć same, ale jeśli nie zaczniemy ich pielęgnować szybko uschną. Tymczasem przy odrobinie wysiłku jesteśmy w stanie sprawić, że bycie z drugim człowiekiem będzie dawać nam wiele radości przez długie lata.

Oto kilka sposobów na to, by zachować radość i szczęście w Waszym związku jak najdłużej:

Miej czas dla drugiej osoby
Szczęśliwe pary dbają o to, by zawsze znaleźć czas na rozmowę z partnerem/partnerką. Na to, by zapytać, jak minął dzień i podzielić się swoimi wrażeniami. Jeżeli ciężko Wam skupić się w domu, wybierzcie się na spacer lub do pobliskiej kawiarni. Albo, tak jak Agnieszka, dziennikarka znajdźcie inny sposób na spędzanie czasu razem. - Oboje z mężem ciężko pracujemy, jesteśmy bardzo zabiegani i zdarza nam się wrócić do domu późnym wieczorem. Wówczas nie mamy nawet siły ze sobą rozmawiać, idziemy od razu spać. Dlatego wpadliśmy na pomysł, żeby umawiać się na spontaniczne randki, w środku dnia. Spotykamy się w ulubionej knajpce i przez co najmniej godzinę mamy czas tylko dla siebie.

Jeżeli macie małe dziecko, warto poprosić nianię, aby została z nim chwilę dłużej. Zróbcie rytuały z tych spotkań, niech będą ważnym elementem Waszego tygodnia, cieszcie się nimi i celebrujcie każdą chwilę.

Słuchaj uważnie
Aktywne słuchanie jest sztuką i kluczem do wzajemnego zrozumienia. Jednak jakże często wpadamy w pułapkę bezrefleksyjnego potakiwania tak naprawdę nie słuchając, co druga strona ma do powiedzenia! Szczęśliwe pary słuchają siebie uważnie. Bez względu na to, jak dużo mają na głowie w danym momencie całą uwagę kierują na zrozumienie tego, co mówi druga połówka.

Jest wiele elementów aktywnego słuchania:

    * utrzymywanie kontaktu wzorkowego
    * zadawanie pytań
    * okazywanie zainteresowania
    * parafraza (powtarzanie wypowiedzi partnera własnymi słowami, aby upewnić się, czy dobrze zrozumieliśmy jej treść).

Wszystkie te techniki warto ćwiczyć, ale tak naprawdę, jeżeli autentycznie zależy Ci na wysłuchaniu drugiej strony, będziesz ich używać w sposób naturalny.



Cieszcie się wspólnie sukcesami
Partnerka dostała awans? Partner miał rewelacyjne wystąpienie w pracy? Dzielcie te momenty razem. Kiedy Twoja połówka opowiada Ci o swoim osiągnięciu, okaż autentyczny entuzjazm i radość z jej powodzenia. Zdaniem psychologów, udane związki od nieudanych wcale nie różnią się tym, jak partnerzy reagują na porażki, ale stosunkiem do osiągnięć drugiej strony. Pozwól swojej połówce przeżyć ten sukces ponownie, zapytaj o szczegóły wydarzenia i emocje, które jej towarzyszyły, gdy się o nim dowiedziała. W ten sposób poczuje się bardzo doceniona. Ciesząc się wspólnie takimi momentami wzmacniacie więź, która Was łączy.

Okazuj pozytywne emocje
Skłonność do bardzo częstego dzielenia się radościami jest cechą najsilniej odróżniającą szczęśliwe pary od nieszczęśliwych. Częste mówienie "kocham Cię" i innych czułych słówek o każdej porze dnia (twarzą w twarz, ale też przez telefon, smsem, e-mailem) może zdziałać cuda. Podobnie jak przytulanie, spontaniczne pocałunki i namiętny seks. Okazuj drugiej połówce dużo ciepła i życzliwości.

Na nasze samopoczucie w dużej mierze wpływają małe radości, dlatego często możesz wprawić drugą osobę w dobry nastrój drobiazgiem: przygotowując jego ulubione danie, przynosząc jej kwiaty bez okazji. Takie robienie sobie przyjemności wprowadza dużo pozytywnej energii do związku.

Staraj się konstruktywnie zarządzać konfliktem
Wszystkich czasem ponoszą emocje, dlatego kłótnie w związku są zazwyczaj nieuchronne. Nie muszą jednak trwale obniżać jego jakości. Wszystko zależy od tego, jak się kłócisz. Jeżeli w zdenerwowaniu wypominasz drugiej połówce zachowania z przeszłości, krytykujesz, oceniasz, kpisz sobie albo wychodzisz trzaskając drzwiami, to na dłuższą metę Wasza relacja może ucierpieć. Szczęśliwe pary nawet podczas kłótni starają się nie przekraczać pewnych granic. Nie atakują partnera tylko mówią o swoich uczuciach (zdenerwowałem się tą sytuacją zamiast: zdenerwowałaś mnie), nie oceniają partnera, tylko koncentrują się na konkretnych zachowaniach (zachowałeś się nieodpowiedzialnie zamiast: jesteś nieodpowiedzialny). Starają się też unikać „ciosów poniżej pasa” (mocnych, bardzo raniących dla drugiej osoby stwierdzeń), gryzą się w język, kiedy przychodzi im do głowy coś, czego potem będą żałować.

Jeśli czujesz, że gotują się w Tobie emocje czasem lepiej jest wziąć kilka głębokich oddechów albo wyjść na spacer, który ukoi Twoje nerwy (ale oczywiście uprzedzając drugą połówkę, dlaczego potrzebujesz wyjść, a nie wybiegając z domu bez słowa!).

- Jestem bardzo impulsywna, łatwo się denerwuję – mówi Kasia, specjalistka ds. PR – Pod wpływem emocji nie szczędzę ostrych słów i potem mam wyrzuty sumienia. Dlatego od jakiegoś czasu, kiedy czuję, że zanosi się na kłótnie wychodzę na 10 minut pobiegać i oczyścić się z negatywnych uczuć. Kiedy wracam mój chłopak zazwyczaj też już zdąży ochłonąć i możemy spokojnie porozmawiać.

W szczęśliwych parach emocje opadają stosunkowo szybko, a obie osoby są również skłonne do wyciągania ręki na zgodę. Rzadko (albo w ogóle) zdarzają im się ciche dni.
Powyższe techniki, stosowane regularnie powinny trwale zwiększyć satysfakcję z Twojego związku. Jeżeli jednak mimo prób poprawy czujesz się źle w tej relacji, druga osoba obniża Twoją samoocenę i masz poczucie, że układ między Wami jest toksyczny, być może stoi za tym głębszy problem. Wówczas warto zwrócić się o pomoc do specjalisty albo zastanowić się, czy jest sens kontynuować ten związek.

Reklama : audiobooki download

3/20/2011

Damsko - męskie nieporozumienia

Kobiety, wychowane w przekonaniu, że mężczyźni reagują jedynie na piękne ciało zgodne z aktualnymi kanonami mody i starają się jak mogą by do tych kanonów się dostosować. Przekonanie to jest z gruntu seksistowskie i niesprawiedliwe zarówno w odniesieniu do kobiet jak i do mężczyzn.


Przedstawiciele żadnej z płci nie są z natury cyborgami i choć faktycznie zarządzają nami pewne biologiczne mechanizmy, to w gruncie rzeczy większości z nas zależy na tym samym: odrobinie uczucia i uwagi ze strony osób, na których nam zależy. Dlatego kluczem do udanego związku nie jest idealna budowa ciał obydwu partnerów, ale to, jak się traktują, jak rozumieją i czy jest im ze sobą dobrze na płaszczyźnie psyche. Fizyczność staje się z czasem kwestią drugo- a nawet trzeciorzędną, a umysły, wspólne doświadczenia i wzajemne zrozumienie cenimy bardziej niż ciało. I to one wywołują w nas podniecenie.

Co podnieca mężczyzn?
Na pewno nie lansowany przez media wzór kobiecości. Wystarczy szczerze porozmawiać z kilkoma panami, by okazało się, że podniecające kobiety są tak naprawdę wokół nas. Mężczyźni cenią ponadczasową kobiecość przejawiającą się w wewnętrznym cieple, a niekoniecznie w budowie ciała. Owszem walory cielesne również są istotne, ale przecież nie zakochujemy się w ciele! Często przyczynkiem do zakochania (czy wywołania podniecenia) jest czyjś uśmiech, spojrzenie (oczy są zwierciadłem duszy), albo sposób prowadzenia rozmowy i... być może feromony, czyli oklepana chemia. Skoro tak, to chemia zadziała tak czy inaczej, zupełnie niezależnie od wyglądu - jak widać również w tym przypadku wygląd traci na znaczeniu.

Co podnieca kobiety?
Troska ze strony mężczyzny. Piękne ciało prawie nigdy nie jest ważne, choć oczywiście istotne jest to, na ile mężczyzna jest zadbany. Kobiety podnieca też inteligencja i osobowość i choć świat roi się też od lalek - takich jak u Prusa - jest na nim sporo innych (mądrzejszych?) kobiet.

Wieloletnie związki
Na początku znajomości mężczyzna i kobieta rzeczywiście działają nieco sztampowo, odbywa się to pod wpływem stanu zakochania, który bywa nawet porównywany z szaleństwem. Zachowujemy się wtedy zupełnie inaczej niż zwykle, bujamy w obłokach i niejednokrotnie nie dostrzegamy niczego poza obiektem zakochania. Z czasem magia zakochania słabnie i wtedy w związku zaczynają pojawiać się nieporozumienia. Czy można ten stan porównać z przejrzeniem na oczy? Tak, tyle że najczęściej zaczynamy wtedy dostrzegać niedoskonałości partnera zapominając o tym, że nikt z nas nie jest ideałem.
Jak utrzymać miłość i seksualny żar w związku z długim stażem? Rozmawiać, porozumiewać się, wykazać zrozumienie i empatię. To idealne rozwiązanie.
Recepta? Dostrzeż w partnerze człowieka, z jego zaletami, wadami, wątpliwościami, marzeniami i... niepewnością co do twoich oczekiwań i tego, jak jest postrzegany przez ciebie.